W sobotę, 12.12.2020 odeszła do Pana śp. Halina Kurowa z d. Agopsowicz.
Składamy wyrazy współczucia Rodzinie. Pokój Jej Duszy.
Pożegnanie przesłane od córki p. Haliny.
Ze smutkiem musiałam pogodzić się z faktem, że z powodu pandemii na świecie nie będę mogła uczestniczyć osobiście w pożegnaniu mojej Mamy, Haliny Kurowej z domu Agopsowicz i pozwoliłam sobie napisać parę słów na jej temat.
Mama urodziła się 96 lat temu w małym granicznym miasteczku Kuty w rodzinie ormiańskiej, zachowującej tradycje rodzinne. W wieku 15 lat wybuch wojny przerwał jej szczęśliwe i spokojne dzieciństwo, niedługo potem straciła z rąk sowieckich swojego najstarszego, ukochanego brata Bogdana i rodziców, którzy zostali zesłani na Syberię. Wojnę i rzezie ludności polskiej przetrwała cudem z siostrą Marysią i siostrzeńcem Zbyszkiem.
Zaraz po wojnie cała trójka wyjechała pierwszym transportem repatriacyjnym do Oławy. Tam też skończyła liceum i zdała maturę.
Za namową swojego brata Grzesia przeprowadza się do Wrocławia, bo to duże miasto, jak mawiała. Tam w 1952 roku poznaje wspaniałego i przystojnego mężczyznę, mojego ojca, Zbyszka. Na tatę zwróciła uwagę kiedy poczęstował ją wypiekami swojej matki. Jak mówiła tak pysznych wypieków nie jadła przez lata. Ślub odbył się 3 czerwca 1953 roku, w 1954 przyszedł na świat ukochany syn Tadziu, a 5 lat później doszłam ja, ku wielkiemu rozczarowaniu Tadzia, dziewczynka.
Jeszcze studiując na Wyższej Szkole Ekonomicznej rozpoczęła prace w Narodowym Banku Polskim, gdzie przepracowała 40 lat, była oddanym pracownikiem. Pamiętam, że wiele wieczorów spędzała przy kuchennym stole odrabiając zaległości z pracy.
Przez długie lata Mama dbała o rodzinę i starała się przez lata wszystkim dogadzać. Jej sernik był uwielbiany przez wszystkich, a gandżabur, krupnik czy piątkowe pierogi były wyczekiwane przez jej trzy wnuczki, a potem i prawnuki, a doczekała się trójki dorodnych prawnuków.
Przez lata, podczas moich wizyt we Wrocławiu, robiłyśmy jednodniowe wycieczki po Dolnym Śląsku, była ciekawa nowych miejsc i lubiła tak sobie bez celu pojeździć po Wrocławiu, który stał się jej po tylu latach bardzo bliski, chociaż w dalszym ciągu tęskniła za Kutami.
Dwukrotnie odwiedziła swoją siostrę w dalekim Edmonton, zwiedziła Góry Skaliste i dolinę dinozaurów, a po szarości lat 80 tych w Polsce, zakupy w sklepach były jej ulubionym zajęciem.
Mama była osobą pogodną, wspaniałą matką, żoną, siostrą, synową, teściową i babcią, chociaż życia nie miała łatwego: wojna, a potem czasy komuny.
Brak mi będzie naszych codziennych rozmów przez telefon, ale wierzę, że teraz po latach jest szczęśliwa ze swoimi rodzicami, rodzeństwem, mężem i ukochanym synem, ze wszystkimi za, którymi tęskniła, a którzy ją przez te długie lata stopniowo opuszczali.
Hania Kura