18 maja 1944 r. po niezwykle zaciętych walkach 2. Korpus Polski dowodzony przez gen. Władysława Andersa zdobył wzgórze Monte Cassino wraz z ze znajdującym się na nim klasztorem. W bitwie zginęło 923 polskich żołnierzy, 2931 zostało rannych, a 345 uznano za zaginionych. W dniu 70 rocznicy zdobycia Monte Cassino przypominamy postać majora Melika Somchjanca:
Melik Somchjanc (1900- 1979)
Ormianin, syn kupca urodzony w Gruzji. Brak jednak bliższych danych z pierwszych i ostatnich lat jego życia. Jako wyrostek Melik Somchjanc przeżył w Tyflisie kolejne dwie rewolucje 1917 roku: w lutym przeciwko carowi Mikołajowi II, a w październiku przeciw rządowi tymczasowemu Kiereńskiego. Było to obudzenie ujarzmionych narodów do samostanowienia o swoim losie, które spowodowało ogłoszenie niepodległości Zakaukazia. Jako 16-latek wstąpił do Legionu Ormiańskiego, walczącego po stronie Gruzinów przeciwko zrewoltowanym bolszewikom. Byli to żołnierze rosyjskiej Armii Kaukazu, bezładnie uzbrojeni, wracający z tureckiego frontu do Rosji, zagrażając ludności rozbojem i rabunkiem dobytku. Potem wojska tureckie, od 12 lutego 1918 przeszły do ofensywy z utworzoną przez Azerów Armią Islamską, zagrażając kruchej niepodległości Federacji Kaukaskiej. I Korpus Armii Kaukaskiej 17 czerwca 1918 r. pobił Armię Islamu i 9 Korpus Wojsk Tureckich pod Karamarian, a brygada ormiańska Dasznaków opuściła front, przenosząc się na zagrożone tereny Gruzji i Armenii. Niewiele czasu Melik Somchjanc uczestniczył w walkach Legionu Ormiańskiego, ale wiele przeżył zanim znalazł się w Polsce, o której wiedział, że przez wieki pomagała Ormianom. W czasie wojny ukończył podchorążówkę i został oficerem. Przez 18 lat wiernie służył w wojsku polskim. W jego szeregach walczył na trzech frontach. Jako kapitan na czele batalionu 6 psph walczył w kampanii wrześniowej 1939 roku. Ratując honor, ze swoim batalionem przedarł się na Węgry, skąd wyprowadził 250 podwładnych do Syrii. Od 1941 do marca 1942 roku uczestniczył w walkach Brygady Strzelców Karpackich pod Tobrukiem, a po jej rozwinięciu w 3 DSK w osłonie Bliskiego Wschodu. Trzecim etapem był udział w kampanii włoskiej, w tym bohaterskie boje pod Monte Cassino. Po zakończeniu wojny pozostał na obczyźnie.
Oto co o tym skromnym Ormianinie pisał Melchior Wańkowicz:
„Mjr Melik Somchjanc, pękaty Ormianin. Jako szesnastolatek ranny w legionie ormiańskim w walce Gruzinów z bolszewikami, przypomniał sobie tradycje ojca, kupca, który, starym ormiańskim szlakiem wędrował do Warszawy. Przybył do Polski z grupą 25 Gruzinów, którzy wstąpili do naszej podchorążówki. Przesiedział 18 lat w szóstym pułku piechoty podhalańskiej (stacjonującym w Samborze i Drohobyczu – PZ), walczył we wrześniu 1939 jako dowódca batalionu. Przyprowadził aż do Syrii 250 swoich oficerów i żołnierzy. Dowodził w Tobruku kompanią karabinów maszynowych.”
Melik Somchjanc był kapitanem piechoty służby kontraktowej i dowódcą batalionu 6 psph wchodzącego w skład 22 DP Górskiej w Przemyślu. Na czas wojny przewidzianej do GO „Tarnów”, której nie zorganizowano. Po wybuchu II Wojny Światowej został przekierowany pod Olkusz w celu zabezpieczenia GO „Śląsk” armii „Kraków”. Toczył walki na szlaku Miechów-Racławice-Busko. 25 września walczył o wzgórza i wieś Zapiaski oraz o położony na wschód od niej Podklasztor. Na głównym kierunku chwilowy sukces zapewniła dywizyjna kompania cekaem 6 psp pod dowództwem kpt. Ladenberga, która swym ogniem powstrzymywała wychodzące z Podklasztoru przeciwnatarcie Niemców. Poszarpany oddział Melika Somchjanc przedziera się przez Karpaty do Węgier, gdzie zostaje internowany. 12 kwietnia 1940 roku rozkazem Naczelnego Wodza gen. Sikorskiego utworzono w Syrii Brygadę Strzelców Karpackich. Niedługo później kpt. Melik Somchjanc na czele 80 oficerów i 171 podoficerów stawia się w obozie rekrutacyjnym. Po kapitulacji Francji Brygada Strzelców Karpackich przeniosła się do Palestyny, na tereny brytyjskie. Po reorganizacji i uzupełnieniach już jako Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich zostaje wysłana do walk o Tobruk. W ciężkich walkach z Włochami brygada broniła zachodniego odcinka, a kpt. Melik Somchjanc dowodził kompanią karabinów maszynowych brygady. W obronie i natarciu była skutecznym odwodem brygady. „Szczury pustyni” Melika były zawsze na najtrudniejszych odcinkach. Kampania w Afryce skutkuje awansem Melika Somchjanc na stopień majora oraz przyłączeniem do II Korpusu Polskiego gen. Andersa. Po trzech próbach przełamania doborowych wojsk spadochronowych i górskich w środkowych Włoszech u stóp Monte Cassino z opactwem Benedyktynów i drogą w dolinie rzeki Liri łączącą Neapol z Rzymem, 24 marca 1944 roku zadanie to postawiono II Korpusowi Polskiemu gen. Andersa. Po dwuipółgodzinnym ostrzale artyleryjskim pozycji niemieckich, rozpoczętym wieczorem 11 maja, atak piechoty ruszył 12 maja o godzinie 01:30. Korpus Polski nacierał pierwszym razem bez skutku. Melik Somchjanc bierze udział w drugim natarciu i rozpoczyna walkę o bunkry. Zostaje zniszczonych kilka z nich, ale Niemcy utrzymali sam szczyt.
O godzinie 10:45 generał Duch kazał 2 Brygadzie zasilić natarcie 3 kompanią IV batalionu. Oto z jakimi reakcjami spotykał się nasz bohater, działający na pierwszej linii i narażony na największe niebezpieczeństwa. Jej dowódca, kapitan, doskonale notowany szkoleniowiec, przyległ za głazem w miejscu wyczekiwania kompanii. Podbiega do niego mjr Somchjanc, krótki, pękaty, zapalczywy Ormianin z kijem w ręku:
Niech pan rusza!
Panie majorze – odpowiada kapitan – niech pan robi, co chce, ja już meldowałem, że jestem chory, iść nie mogę.
Czas nagli, ogień idzie, na rozprawy nie ma czasu. Zastępca kapitana, potulny, cichy, łagodny Maksio Cichowicz, instruktor rolny w cywilu, podrywa się z ziemi i prowadzi kompanię. Idzie na bunkry z tym samym jasnym, dobrym uśmiechem, z jakim przeszedł przez życie spełniając obowiązek do końca.
Tam na pierwszej linii żołnierze, walcząc na śmierć i życie potrzebują pomocy i solidarności żołnierskiej. Potrzebują amunicji, wody i wsparcia ogniowego artylerii.
Ale idzie już pomoc, którą prowadzi zastępca dowódcy batalionu, mjr Melik Somchjanc, pękaty Ormianin./.../Mjr Melik Somchjanc pcha idącą za nim 4. kompanię w lewo, celem odcięcia nieprzyjaciela na 593 od 569 i wzięcia go w dwa ognie. Atak 4 kompanii, dążący do przejścia na tyły Niemców i odcięcia im odwrotu, rozpoczęty przed 11:30 także został zatrzymany, a jej dowódca kpt. Taradaj poległ.
Ze względu na duże straty IV batalionu Mjr Melik Somchjanc proponuje <<wobec całkowitego rozpoznania – dalsze działania pod osłoną nocy.>> To słowo <<całkowite rozpoznanie>> musi mieć przy całej dobroduszności – nieco ironii. Bo przecież ta cała bitwa rozpoczęła się pod znakiem rozpoznania i obaw, że nieprzyjaciel się oderwie.6
Propozycja została odrzucona przez dowództwo. Szturm załamuje się, decyzją Melika Somchjanc kompania okopuje się i odpiera kontratak niemiecki.
Cztery natarcia z rzędu odparte. Przychodzi taki czas, właściwy każdemu kryzysowi, kiedy decyduje krańcowy wysiłek woli ludzkiej./.../ 16.00 – Brygada każe wysłać dwie kompanie V baonu. 593 musi być zdobyte. 16.30 - Do <<domku doktora>>, do dowództwa V baonu przychodzi oficer informacyjny IV baonu: <<Major Somchjanc nie widzi możliwości kontynuowania natarcia. Żołnierz jest przygnębiony, jego morale wyczerpane>>.
Ppłk. Piłat dochodzi do wniosku, że na 593 natarcia wykonać nie można. A że nie ma łączności, więc wysyła o 17.20 do brygady por. Kiedrowskiego z propozycją: „593 wiązać, nacierać na Albanetę przez Głowę Węża.”/.../ Brygada mając meldunki, że VI baon na Górze Węża posunął się naprzód, tylko dręczy go ogień w plecy z pozostawionych w tyle nie rozczyszczonych bunkrów, zgadza się na tę koncepcję i decyduje się posłać jedną kompanię V baonu na Głowę Węża.7
Niemcy zagrożeni natarciem polskim oraz postępami Brytyjczyków w dolinie Liri, w nocy z 17 na 18 maja wycofali swoje siły . Przed świtem 18 maja opanowano wzgórza, a patrol szturmowy 12 pułku ułanów podolskich wkroczył do ruin klasztoru. O godz. 9:50 zatknął tam proporzec pułku i polską flagę, a trębacz zagrał hejnał krakowski. Potem oczyszczano tylko zajęty teren, likwidując broniące się jeszcze niemieckie gniazda oporu.
Wizytujący 25 maja II KP, dowódca Wojsk Sprzymierzonych we Włoszech gen. Alexander o zwycięstwie Polaków pod Monte Cassino powiedział: – Był to wielki dzień sławy dla Polski, kiedyście zdobyli tę warowną fortecę, którą sami Niemcy uważali za niemożliwą do zdobycia./.../ Jeżeliby mi dano wybierać między żołnierzami, których bym chciał mieć pod swoim dowództwem, wybrałbym was, Polaków!
Już po bitwie o Monte Cassino II Korpus Polski uzupełniano Polakami z obozów jenieckich Wehrmachtu, a od jesieni żołnierzami z wyzwolonych niemieckich, jenieckich obozów. Powoływano nowe jednostki liniowe i zaopatrzenia. Wśród masy 55 tysięcy zdyscyplinowanych żołnierzy II KP, pojawili się na zapleczu kombinatorzy, oszuści i złodzieje. Nie brak było także pijaństwa i bójek żołnierzy polskich z innymi nacjami. Sądy i prokuratury wojskowe skutecznie ścigały te wynaturzenia, a cele więzień były przepełnione. Dla niektórych Polaków był to jednak (nie najbardziej honorowy) sposób na przeżycie do zakończenia wojny.
Melchior Wańkowicz opisuje, że w czasie kampanii włoskiej dowiedział się o buncie więźniów w polskim więzieniu wojskowym, którzy wyrzucili strażników i zabarykadowali w gmachu więziennym. Słynny reporter pojechał na miejsce, gdzie zastał bramę obsadzoną żołnierzami z bagnetem na broń. Poprosił o widzenie z prokuratorem, a ujrzawszy znajomego jeszcze z Warszawy, nabrał dobrej nadziei. Wobec faktu, że rozważano już konieczność zbrojnej interwencji, podniecony prokurator wolał, by wieści w tej przykrej historii nie rozchodziły się. Wyraził zdumienie, że reporter w tej sytuacji spodziewał się wpuszczenia w obręb więzienia. Wówczas Wańkowicz przeprosił go i kazał kierowcy ruszać. Pomógł mu jednak reporterski upór, przypadek i niewinny fortel.
„W drodze powiedziałem kierowcy, że ma okrążyć blok i znowu podjechać. Tym razem od komendanta warty zażądałem dowódcy całej akcji. Niebawem za kratą bramy ukazał się mjr Melik Somchjanc w hełmie, z pistoletem, jeden z oficerów Ormian, którzy byli na kontrakcie w armii polskiej.
Nie tylko, na szczęście, go znałem, ale miałem za sobą dobroduszną z nim rozmowę w kasynie./.../ Major śmiał się dobrodusznie, ale teraz oniemiał, kiedy rąbnąłem, że przyjeżdżam z rozkazu dowódcy korpusu, aby naświetlić rolę Somchjanca na wzgórzu 593.
Kazał mnie wpuścić, tłumaczył się, że będzie mógł tylko urywkami dawać informacje, bo rozwiązanie nabrzmiewa, lada chwila przymaszeruje wezwana kompania komandosów polskich, jest nadzieja, że te wysportowane chłopy dadzą sobie radę bez użycia broni.
- Och, ja chętnie poczekam. Naturalnie, że pan major musi wracać do swych obowiązków. – Wszedłem do pomieszczenia komendantury...”
Nieświadom podstępu reportera, którego znał i któremu ufał, kierujący akcją komandosów mjr Melik Somchjanc, w międzyczasie relacjonował ją Wańkowiczowi i odpowiadał na jego pytania o natarciu IV batalionu na wzgórze 593. A komandosi istotnie dali sobie radę ze zbuntowanymi więźniami, których zakuto w kajdanki i rozesłano oddzielnymi grupami do innych więzień. A o fortelu zastosowanego dla zdobycia tej informacji, można było dowiedzieć się dopiero trzydzieści lat po wojnie.10
Po krótkim odpoczynku po bitwie o Monte Cassino 3 DSK w dalszych działaniach nad Adriatykiem brała udział w bitwie i zdobyciu Ankony. Później nad rzeką Metauro. W piątą rocznicę najazdu hitlerowskiego na Polskę 3 DSK wspólnie z kanadyjską 1 DP przełamywała „linię Gotów”, a w październiku działała w Apeninie Emiliańskim. Odznaczyła się szczególnie 21-22.11.1944 r. przy zdobyciu Monte Fortino – Monte Piano, a 6-17.12.1944 r. uczestniczyła w natarciu nad rzeką Senio. Od 6.02 ponad miesiąc obejmowała nad nią odcinek obrony. Z nad rzeki Senio i Santemo oddziały 3 DSK przełamywały i zdobywały pozycje niemieckie, a po dwunastu dniach walk złamały opór na rzece Idice i po jej sforsowaniu 21.04.1945 wkroczyły do centrum Bolonii.11 Wkrótce wojska niemieckie we Włoszech skapitulowały, a II KP zakończył swój szlak bojowy i został w rejonach Ankony, Bolonii, Neapolu i Bari, jako część wojsk okupacyjnych.
Od dnia 11 maja 1944 r. mjr Melik Somchjanc brał udział w walkach o Monte Cassino, na głównym kierunku natarcia 2 BSK o wzgórze 593. W połowie drugiej bitwy, jak poległ ppłk Fenslau, przejął dowodzenie IV batalionem 2 BSK. Zawsze wśród żołnierzy, nigdy się nie oszczędzał. Latem 1944 roku podczas tworzenia trzecich brygad dla 3 i 5 dywizji, skierowany został do Bazy 2 KP na południu Włoch, a IV batalion przekazał mjr. Andrzejowi Racięskiemu. O postawie i czynach mjr. Melika Somchjanca, jak już wspomniałem pisał Melchior Wańkowicz. W swym dziele „Monte Cassino” pisarz pokazuje, jak trudno przypisać zasługi w tej bitwie poszczególnym ludziom, i że nie sposób określić, kto faktycznie zdobył Klasztor na Monte Cassino.
Nie tylko każda dywizja była przekonana, że odegrała decydującą rolę, ale każdy batalion. I do pewnego stopnia nie tylko obie dywizje, ale każdy batalion miał rację: wobec powiązania ogni, stłumienie jednego punktu oporu decydowało o upadku innych.
Toteż sformułowałem sobie teorię, którą wyłożyłem mjr. Somchjancowi w nieco uproszczony sposób:
- Co należało zrobić, aby pobić Niemców? - Inwazję.
- Co należało uczynić, aby umożliwić inwazję? - Otworzyć drogę do Włoch północnych, z których można bombardować skutecznie przemysł wojenny w Austrii. A więc zdobyć Klasztor.
- - Co należało zrobić, aby zdobyć Klasztor? - Unieszkodliwić 593.
- Kto zdobył 593? - IV batalion.
- Kto dowodził batalionem po śmierci ppłk. Fanslaua? - Major Melik Somchjanc.
- Kto więc wygrał wojnę światową?
- Zdaje się jasne.
Wańkowicz pisze, że z przedstawionej w kasynie teorii śmiał się dobrodusznie mjr Melik Somchjanc. Nie protestował także przeciwko jej głoszeniu. Rozumował widać słusznie, że skoro ten wielki pisarz uwieczni tę anegdotę, jego czyny – skromnego Ormianina na pewno przejdą do historii. Miał rację. Bo łatwiej sprawdza się żołnierzowi sen o sławie, niż o buławie noszonej w plecaku. I obydwaj zostali sławni: i autor dzieła i jego bohater.
Po zakończeniu wojny z 2 KP, od 3 do 25 grudnia 1945 roku repatriowało się trzynastoma transportami do kraju 32 oficerów, 1.612 podoficerów i 10.661 szeregowców, co razem wynosi 12.305 osób. Ostatecznie na ogólną liczbę 249 tysięcy byłych żołnierzy PSZ na Zachodzie w grudniu 1945 roku. Do Polski repatriowało się 105 tysięcy osób. Jesienią 1945 roku 3 DSK przewieziono z Włoch do Wielkiej Brytanii, gdzie do 1 czerwca 1946 roku uległa rozwiązaniu i weszła w skład Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia w oczekiwaniu na demobilizację. Zadaniem PKPR było przygotowanie do życia cywilnego, osiedlenia i zatrudnienia na wyspach Brytyjskich lub krajach Zachodu 114 tysięcy polskich zdemobilizowanych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, którzy ze względów politycznych nie mogli wrócić do kraju.
Los tych polskich żołnierzy podzielił także Ormianin, oficer kontraktowy WP II RP, oficer Polskich Sił Zbrojnych na Bliskim Wschodzie i we Włoszech – mjr Melik Somchjanc. To polityka mocarstw sprawiła, że choć był w tej wojnie zwycięzcą, tak jak jego przełożeni i podkomendni, nie zaliczał się do wygranych. Po wojnie pozostał na emigracji. Zmarł 29 sierpnia 1979 roku w Penley w Wielkiej Brytanii.
tekst przygotował: Korneliusz Jeżowski na podstawie opracowania p. Piotra Zachariasiewicza
Więcej informacji można znaleźć w publikacji wydanej przez Fundację Armenian Foundation pt. "Ormianie w służbie Rzeczypospolitej".