Jestem ciągle jeszcze pod wrażeniem zorganizowanej przez Fundację Ormiańską KZKO w Warszawie a odbytej przeze mnie po raz pierwszy z ogólnopolską ekipą Polskich Ormian pod kierownictwem znanego małżeństwa Marty Axentowicz i Macieja Bohosiewicza, corocznej (od 4 lat), 2-tygodniowej, sierpniowej podróży na dawną polską Bukowinę, (obecnie ukraińską i rumuńską) oraz inne tereny na Kresach.
W naszym autokarowym składzie znajdowali się przedstawiciele takich rodów ormiańskich, jak Augustynowicze, Antoniewicze, Axentowicze, Bohosiewicze, Bogdanowicze, Mojzesowicze, Nikorowicze, Nikosiewicze, Wartanowicze, Widajewicze, itd. a poza dziećmi i młodzieżą oraz starszymi wolontariuszami, pochodzącymi z rodzin polsko ormiańskich i zainteresowanymi pamiątkami po przodkach, byli też pasjonaci - fachowcy, jak dwóch historyków prof. historii sztuki Tadeusz Trajdos z PAN i dr Krzysztof Jabłonka, którzy zwłaszcza podczas długich przejazdów, zajmowali młodzież niezwykle interesująco, koncertowo prowadzonymi prelekcjami i dyskusjami o historii Kresów i Polski oraz kościołów ormiańskich na tych terenach.
Przez tydzień porządkowaliśmy cmentarz w Kutach. Prace przy nagrobkach z oddaniem prowadzili i nadzorowali młodzi, ale już doświadczeni, fachowcy: archeolog, pracujący na stałe w Iranie i konserwator rzeźby kamiennej, pracująca w Muzeum Narodowym w W-wie oraz w Egipcie.
W obozowej kuchni smaczne potrawy ormiańskie przyrządzała Ormianka - pani Wiola.
Taka forma praktycznego patriotyzmu dla młodych, jak ta wyprawa, praca na cmentarnych nagrobkach połączona ze zwiedzaniem dawnych miejscowości i majątków polsko-ormiańskich oraz wypoczynkiem (po pracy wypady nad Czeremosz do przepięknego "kurortu" Szeszory na kąpiel i opalanie), jest chyba najlepszą formą wychowania do patriotyzmu.
Wieczorami młodzież też nie nudziła się, prezentując multimedialnie swoich przodków ormiańskich (i polskich i ich przedziwne mariaże).
Mieliśmy okazję zadumać się nad dziwnymi losami Polski stojąc nad Czeremoszem przy pozostałościach przedwojennej polskiej strażnicy granicznej, w miejscu gdzie 17 IX 1939 roku rząd polski przekraczał granicę rumuńską przechodząc tu w Kutach przez nieistniejący już dziś most.
Mijaliśmy codziennie skrzyżowanie 3 uliczek, miejsce gdzie zginął znany pisarz Dołęga-Mostowicz. Wspinaliśmy się na niedaleki, zielony szczyt Owidiusza, zachwycając się tam cudownym spotkaniem z przyrodą.
Na rynku w Kutach młodzież zainscenizowała legendę pt. Król i Ormianin, której z zainteresowaniem przyglądał się nie tylko tamtejszy nasz gospodarz - ksiądz proboszcz rzymsko-katolicki ale i miejscowy policjant. Oglądaliśmy oczywiście słynny kucki kościół ormiańsko katolicki p.w. św. Antoniego (teraz cerkiew), gdzie pozostała i figurka i obraz św. Antoniego. Odwiedziliśmy panią Tonię Łazarowicz,jedyną jeszcze żyjącą, pozostałą po wojnie w Kutach Ormiankę, która wykonała nam po ormiańsku, śpiewaną przez nią w tamtejszym kościele ormiańskim w latach II wojny światowej, oryginalną kolędę, zwaną Awedis.
Na początku podróży odwiedziliśmy były majątek Krzeczunowiczów - Bołszowce (cmentarz z pięknymi historycznymi nagrobkami polskimi i odnowiony wewnątrz piękny stary kościół będący teraz we władaniu franciszkanów).
W trakcie wyjazdu oglądaliśmy majątki Krzysztofowiczów - Karapczyjów (wyjątkowo zadbany i wyremontowany na szkołę, wciąż piękny, pałac),
Kaczyjów (smutna ruina),
Szymonowiczów - Dubowce (gdzie z uwagi na zamurowane drzwi tylko przez otwór okienny po drabinie strażackiej można było dostać się do wnętrza sporej, całkowicie już zdewastowanej kaplicy, by zrobić zdjęcie pozostałej jeszcze z 1911 r. tablicy nagrobnej fundatorów),
Milijów (gdzie czynna jest kaplica rzymskokatolicka),
Baniłów (gdzie rozmawialiśmy po polsku ze stareńką mieszkanką panią Gertrudą Mojzesowicz i zobaczyliśmy ciekawy, b. stary cmentarzyk z kilkoma ładnymi, dużymi nagrobkami Bohosiewiczów, będący już wcześniej obiektem zainteresowań i pracy naszej Fundacji Ormiańskiej), itp.
Po tygodniowej pracy nad oczyszczaniem i porządkowaniem najliczniejszych naszych nagrobków na cmentarzu w Kutach, opuściliśmy je żegnani podziękowaniami dwóch przedstawicielek władz miejskich, złożonymi po odprawionej na cmentarzu przez naszego księdza rzymskokatolickiej Mszy św. Potem jeszcze zwiedziliśmy stare twierdze polskie: Chocim, Okopy Św. Trójcy, Kamieniec Podolski ( niedaleko, którego płynęliśmy statkiem wycieczkowym po Dniestrze ), Trembowlę (ze wspinaczką na mury twierdzy).
W Kamieńcu poza słynnymi polskimi zabytkami, podziwialiśmy pozostałe niewielkie już resztki świetności tej znanej siedziby niegdyś wielu Ormian (rynek ormiański, dzielnica, ulica z ruinami ongiś pięknej, starej katedry ormiańskiej, wysadzonej przez komsomołkę w powietrze, na których stoi od 2005 roku piękny nowy chaczkar).
6 sierpnia 2011 byliśmy w Stanisławowie oraz w położonym nieopodal w Czarnym Lesie na uroczystości odsłonięcia i poświęcenia pomnika ku czci pomordowanym przez hitlerowców 300 Polakom - inteligencji stanisławowskiej w 70 rocznicę mordu.
Po drodze do Stanisławowa odwiedziliśmy jeszcze w Łyścu bardzo już zapuszczony teren starego, znanego z Cudownego obrazu Matki Bożej Ormiańskiej (który obecnie znajduje się w Gliwicach) kościółka i cmentarza ormiańskiego. Zrobił na nas duże wrażenie wspaniały, teraz też zapuszczony, kościół ormiański w Załuczu z oryginalną dużą, kamienną amboną na zewnątrz i pozostałą jeszcze wewnątrz przepiękną, wzorzystą posadzką.
Byliśmy w dawnym kościele ormiańskim w Żwańcu (z płaskorzeźbą baranka na frontonie nad wejściem), gdzie pozostały jeszcze niezwykłe resztki "wykopaliskowe", wiekowej chyba bo z pięknymi, oryginalnymi, kamiennymi sklepieniami, plebanii i pozostałościami chaczkarów.
Chodziliśmy po pięknych ulicach Czerniowiec oraz bardzo rozległym międzynarodowym cmentarzu z wieloma grobami polskimi i ormiańskimi, a także niemieckimi i rumuńskimi, który jest w trakcie rozpoczętego przez miejscowe władze porządkowania. Zachwycaliśmy się XIX wiecz. wspaniałym kościołem ormiańskim z czerwonej cegły i urokliwym bajkowo
zespołem budowli uniwesyteckich.
Teodorowiczowski Żydaczów natomiast, to smutna, zaniedbana wioska z cmentarzem wyglądającym jak pole kukurydzy.
W Horodence zastaliśmy smutny, duży, popadający w totalną ruinę, kiedyś bardzo piękny, kościół i duży cmentarz.
Przykre wrażenie zrobił na nas też widok zrujnowanego, ongiś wspaniałego kościoła ormiańskiego w Śniatynie. Na cmentarzu poza grobami polskich Ormian mile zaskoczył nas natomiast wyjątkowo piękny, zadbany grób beatyfikowanej szarytki s. Wieckiej.
Odwiedziliśmy oczywiście Lwow i Cmentarz Łyczakowski (gdzie odkryłam przypadkiem nagrobek ks. ormiańskiego Kajetana Marmorossa) oraz Cmentarz Obrońców Lwowa z grobem m.in. abpa Teodorowicza (a także z mojej rodziny Kazimierza Augustynowicza), a ponadto nasze groby na cmentarzach w rumuńskim Serecie i Suczawie. W Serecie odkryłam m.in. grób Malwiny Isakiewicz
W Suczawie pod Domem Polskim spotkałam kilku motocyklistów, uczestniczących niebawem w Rajdzie Katyńskim.
Z ogromnym zaciekawieniem spenetrowaliśmy w Suczawie duży stary Cmentarz Ormiański z ruiną starej dzwonnicy i b. starymi płytami nagrobkowymi oraz dopiero co odrestaurowany z ruin starego klasztoru ormiański kościół klasztorny, położony w środku otaczających go murów.
Wręcz olśnił nas w Suczawie wspaniały, dawny ormiański, stary kościół św. Jerzego o ogromnym bogactwie wielobarwnych postaci na freskach wewnątrz świątyni.
Oczywiście to z mojej strony mniej niż telegraficzny, niepełny rys wrażeń z bogatej, owocnej wyprawy i interesujących bo namacalnych spotkań z historią i ciekawymi, realizującymi swoje pasje, pracowitymi, patriotycznymi ludźmi - Polakami pamiętającymi o swoich ormiańskich przodkach i pozostałych po nich śladach.
Wdzięczna kierownictwu Fundacji Ormiańskiej za przyjęcie do tego wspaniałego towarzystwa wyprawowego -
Maria Staszałek