Różnymi losami kierowane i niejedną przeszkodę pokonując trafiłyśmy do Armenii. Doświadczeniami innych i fotografiami zachęcane miałyśmy jakieś przedstawienie czego się spodziewać. Jednak kraj to nie tylko przyroda i zabytki to także ludzie i konkretne doświadczenia, które za każdym razem są inne.
W sierpniową wyprawę do Armenii udałyśmy się skromną ekipą, złożoną z trzech studentek Uniwersytetu Warszawskiego. Zainteresowania każdej z nas związane są z regionem Kaukazu i pobyt w Armenii traktowałyśmy też jako wyjazd uzupełniający naszą wiedzę. Przyleciałyśmy do Erewania wczesnym rankiem 25 sierpnia br. Pierwsze, co zrobiło na nas niemałe wrażenie to bardzo długa noc i budzące się nagle miasto. Nie miałyśmy wcześniej ustalonych noclegów, nikt na nas nie oczekiwał, wszystkie plany tworzyły się na miejscu, w przemiłych restauracyjkach i ogródkach kawiarnianych czynnych do późnych godzin nocnych.
Starałyśmy się odwiedzić wszystkie części Armenii, aby poznać i zobaczyć jak najwięcej różnorodności. Nasza podróż zaczęła się od okolic stolicy: Eczmiadzyn, Garni, Geghard, gdzie oprócz niezwykłych dla nas widoków i kościołów, poznałyśmy wielu bardzo otwartych na rozmowę ludzi, co w pewnym stopniu przyczyniło się też do tak pozytywnego odbioru wszystkiego, co nas otaczało.
Nieodłącznym punktem każdego pobytu w Armenii jest na pewno odpoczynek nad jeziorem Sewan. Chcąc nacieszyć się wodą i atmosferą odszukałyśmy odosobnionego miejsca tuż u stóp klasztoru w Hairawank. Dołączyło do nas jeszcze kilku poznanych znajomych i w magicznej aurze ogniska, kościoła i jeziora spędziliśmy niezapomniane chwile wśród ciepłych rozmów i długich opowieści.
Kolejnym naszym celem był region Dilijan, na północy kraju. Zielone, wysokie góry, świeżość, ożywcze powietrze i poukrywane w lasach kościoły wywarły na nas duże wrażenie Zupełnie odmienny jest to obszar pod względem klimatu i rzeźby terenu od południowej części, gdzie znajduje się klasztor Tatew. Dla mnie zielona Armenia jest spokojna, bezpieczna i przyjazna. Okolice klasztoru Tatew były dla mnie przerażające swoją tajemniczością i niewytłumaczalnie groźne, chociaż same w sobie piękne, możliwe, że przez tę niedostępność.
Spędziłyśmy też krótki czas w stolicy, na tyle jednak długi by poznać urokliwe zakątki tego miasta, nabyć stosowną ilość pamiątek i miejscowych specjalności i do woli nasycić się najbardziej soczystymi brzoskwiniami jakie kiedykolwiek jadłyśmy.
Pisząc ten tekst w listopadowy wieczór z największą przyjemnością oddaję się tym ciepłym i smacznym wspomnieniom o odległej Armenii.
Małgosia Janaszek
Studium Europy Wschodniej UW
Wyprawa do Armenii była częścią projektu studenckiego „Rosja i Rosjanie w mediach zakaukaskich”, współfinansowanego przez Radę Konsultacyjną ds. Studenckiego Ruchu Naukowego Uniwersytetu Warszawskiego