26 września br. w Warszawie, w niezwykle ciekawej akustycznie sali koncertowej „Nowa Miodowa”, odbył się wyjątkowy koncert zatytułowany „Armenio, kraju niebiański, ty rodu mego ludzkiego kolebko”. To wydarzenie miało dla mnie szczególny wymiar – wystąpili muzycy z Armenii, ojczyzny moich przodków.
Byłam tam po raz pierwszy, koncertu doświadczając z balkonu ulokowanego za sceną, lecz ponad nią. Sala zachwyciła świeżością, zapachem drewna, nowoczesnym klimatem i przyjemną akustyką, która sprzyjała odbiorowi muzyki.
Na scenie wystąpili instrumentaliści i śpiewacy z Armenii, zabrzmiały najznakomitsze ormiańskie instrumenty, które budowały i nadal budują tradycje muzyczne Armenii: duduk - dziedzictwo narodowe Armenii, tar, kanon i kamancza. Towarzyszył im fortepian – zarówno jako instrument solowy, jak i akompaniujący śpiewakom oraz instrumentalistom. Publiczność została zaproszona w muzyczną podróż przez wieki rozwoju ormiańskiej sztuki dźwięków – od pieśni po dzieła najwybitniejszych kompozytorów.
Jako instrumentalistka szczególną uwagę zwróciłam na wykonawców grających na tradycyjnych instrumentach. To prawdziwa rzadkość usłyszeć je w Polsce na żywo, a jeszcze rzadziej w rękach ormiańskich mistrzów. Z bliska mogłam obserwować technikę gry i unikalną artykulację – tak charakterystyczną, że mówi się, iż trzeba urodzić się i dorastać w Armenii, aby czuć i naturalnie stosować jej ornamentykę. Te interpretacje pełne emocji, nostalgii i ekspresji wzruszały do głębi.
Najsilniej zapisał mi się w pamięci duduk w wykonaniu Gagika Hakobyana – jego ciepłe, hipnotyzujące, a zarazem płaczące nad losem Ormian brzmienie dosłownie przyprawiało o ciarki. Tar w rękach Gevorga Melikyana zachwycił mistrzowską techniką i subtelną wrażliwością, a jego gra na kamanczy ujawniała artykulację zbliżoną do skrzypcowej, niezwykle ekspresyjną. Nubar Harutyunyan zaprezentowała z kolei kanon – instrument o bajecznie szerokiej skali i filmowym wręcz charakterze, wymagający ogromnej wirtuozerii, ale pozwalający budować muzyczne opowieści o niezwykłej sile.
Na zakończenie duet pianistów wykonał „na cztery ręce” szlagier światowej muzyki klasycznej- „Taniec z szablami” Arama Chaczaturiana.
Wszystko to składało się na koncert, który był nie tylko muzyczną ucztą, ale i głębokim doświadczeniem duchowym. Każdy z wykonawców okazał się niezwykle muzykalnym i wrażliwym artystą, a całość wydarzenia – dopięta organizacyjnie z wielką starannością – pozostawiła niezapomniane wrażenie.
Wyrazy uznania należą się zarówno wykonawcom, jak i organizatorom, którzy sprawili, że Warszawa mogła na chwilę poczuć puls ormiańskiej kultury w jej najpiękniejszym, autentycznym wydaniu.
Agnieszka Lach