Od wojny o Górski Karabach w Azerbejżdżanie nie wykonuje się utworów armeńskiego klasyka Arama Chaczaturiana, a w Armenii najbardziej znanego azerskiego kompozytora Kary Karajewa. Teraz młodzi muzycy z obu krajów zagrają razem w orkiestrze. To jeden z pomysłów polskiej prezydencji w Unii.
- Mój wujek zaginął bez wieści w 1992 roku, w czasie wojny o Górny (Górski) Karabach. Wielu moich krewnych pochodzi stamtąd, wszystko stracili - opowiada Tahmina Abdullajewa, skrzypaczka z Baku, stolicy Azerbejdżanu. Żeby się stamtąd dostać do Erywania, stolicy Armenii, musieliśmy lecieć przez... Moskwę. Od czasu wojny o Górny(Górski) Karabach Azerbejdżan i Armenia nie utrzymują stosunków dyplomatycznych, zamrożony konflikt tli się na granicy, ciągle dochodzi do potyczek. Ale linie frontu przebiegają także przez sale koncertowe. W Azerbejdżanie nie wykonuje się utworów armeńskiego klasyka Arama Chaczaturiana, z kolei w Armenii nikt od 20 lat nie słyszał publicznie kompozycji najbardziej znanego azerskiego kompozytora Kary Karajewa.
A jednak muzycy z dwóch skonfliktowanych narodów mają zagrać w jednej orkiestrze. I to w najważniejszych salach koncertowych Europy: Royal Festival Hall w Londynie, Teatro Real w Madrycie, Palais des Beaux-Arts w Brukseli i Filharmonii Berlińskiej. Na tym polega idea międzynarodowej orkiestry I, Culture, która powstaje z inicjatywy Instytutu Adama Mickiewicza w ramach programu kulturalnego na polską prezydencję 2011. Tworzy ją Paweł Kotla, polski dyrygent mieszkający od kilkunastu lat w Londynie.
Trwają przesłuchania do orkiestry. Ci, którzy się do niej dostaną, jesienią zagrają pod batutą Kotli i sir Neville'a Marrinera. A wcześniej w Polsce przez kilka tygodni będą ćwiczyć pod kierunkiem muzyków z najlepszych orkiestr Europy.
- Wspólne występy muzyków z Azerbejdżanu i Armenii są trudne, ale nie możemy być wiecznymi wrogami - mówi rektor konserwatorium w Baku, wybitny pianista Farhad Badalbajli.
Dla Badalbajlego kwestia współpracy z Ormianami to problem osobisty: muzyk pochodzi z Szuszy, miasta w Górnym(Górskim) Karabachu zajętego przez Ormian w 1992 r. Jest jednym z intelektualnych liderów liczącej pół miliona grupy azerskich uchodźców z Karabachu. Mimo to wspiera polski projekt.
- Szusza była muzyczną stolicą Azerbejdżanu, stamtąd wywodziło się wielu naszych instrumentalistów i kompozytorów. Dzisiaj miasto jest pod okupacją. Trudno mi się z tym pogodzić, ale rozumiem, że trzeba myśleć o przyszłości. Jeśli będziemy wychowywać młodych w nienawiści, to konflikt będzie trwać jeszcze długo. Dlatego próbuję zagłuszyć swój ból i zniewagę, bo ten projekt jest potrzebny.
A młodzi muzycy?
- Nie dzielę ludzi według narodowości - mówił mi ormiańska skrzypaczka Nazeli Arsenjan.
- Ormianie? Nie ma problemu, mogą być nawet Afrykanie, byleby grali równo - to zdanie Gunel Ismajilowej, altowiolinistki z Baku.
Każdy chce grać solo
Ostatnie piętro konserwatorium w Erywaniu, atmosfera jak na egzaminie: na parapetach i krzesłach leżą nuty i futerały od instrumentów, ktoś na skrzypcach powtarza trudną partię, ktoś nerwowo krąży po korytarzu. Na schodach klarnecista z głośnym świstem przedmuchuje ustnik.
Erywań to już trzecie miasto, w którym Paweł Kotla prowadzi przesłuchania. Wcześniej ze swoimi współpracownikami z Wielkiej Brytanii - skrzypkiem Peterem Thomasem i fagocistą Maverickiem Alexandrem - był w Mińsku i Kijowie. W orkiestrze oprócz Ormian i Azerów zagrają młodzi muzycy z Gruzji, Mołdawii i Polski. W sumie 104 instrumentalistów z siedmiu krajów.
Ten zakrojony na szeroką skalę projekt ma także wymiar polityczny: uczestniczące w nim kraje to zarazem członkowie Partnerstwa Wschodniego - unijnego programu współpracy z państwami dawnego bloku sowieckiego. Orkiestra ma być próbą znalezienia wspólnego języka, którym mogą porozumiewać się młodzi ludzie z odrębnych kulturowo, często zwaśnionych regionów.
- Mówimy różnymi językami, ale muzyka jest językiem uniwersalnym - mówi Peter Thomas, wieloletni koncertmistrz legendarnej londyńskiej orkiestry Academy St. Martin in the Fields, który w I, Culture odpowiada za sekcję smyczkową.
Z auli dobiegają dźwięki altówki - 20-letnia studentka gra fragment V Symfonii Szostakowicza. - Zagraj to jeszcze raz, ale piano, pianissimo. Od C - przerywa Paweł Kotla. Dziewczyna bierze wdech i powtarza muzyczną frazę, ledwo, ledwo dotykając smyczkiem strun. Dyrygent kiwa głową, o to właśnie chodziło.
Studenci dają więc z siebie wszystko, aby pokazać, że w każdym z nich tkwi przyszły Wieniawski albo Yo-Yo Ma. Ale Paweł Kotla szybko przerywa ich solowe popisy i podsuwa partie orkiestrowe z utworów Szostakowicza, Prokofiewa i Czajkowskiego, które mają być wykonywane na koncertach. Niektórych to zadanie przerasta, świetni w solówkach gubią się, gdy trzeba trzymać tempo i pilnować nut. Z auli wychodzą spoceni, jakby to były ćwiczenia na siłowni.
- Ten projekt to szansa dla młodych muzyków ze wschodniej Europy i Zakaukazia. Mogą nie tylko pokazać swój talent, ale także nauczyć się grania w zespole orkiestrowym. A nie jest to umiejętność powszechna w naszej części świata - mówi Kotla.
Chaczaturian w Baku
I, Culture nie jest pierwszym przedsięwzięciem kulturalnym, które próbuje połączyć skonfliktowane narody. Ormianie i Azerowie spotkali się dwa lata temu w Orkiestrze Wspólnoty Niepodległych Państw powstałej z inicjatywy Rosji. Znaleźli się w niej obok m.in. Białorusinów, Ukraińców, Mołdawian, Kirgizów i Kazachów. Latem ubiegłego roku zespół wystąpił w Baku i Erywaniu, dyrygował Rosjanin Władimir Spiwakow. Do Erywania muzycy przylecieli z Baku wyczarterowanym samolotem. Był to pierwszy lot na tej trasie od 20 lat.
Czy wspólne granie Czajkowskiego i Prokofiewa może zasypać tlące się od dziesiątków lat konflikty? Byłoby naiwnością sądzić, że po jednym koncercie nastąpi porozumienie. Ale takie przedsięwzięcia jak I, Culture robią wyłom w szczelnym murze nienawiści.
Tahmina Abdullajewa: - Co może muzyka? Już sam fakt, że możemy razem cieszyć się muzykowaniem, dużo zmienia.
Farhad Badalbajli: - Europa była podzielona po 1945 r., a dzisiaj dawni wrogowie są w jednej unii.
Paweł Kotla chciałby, aby orkiestra I, Culture wystąpiła w każdym z krajów, z których pochodzą muzycy, a więc także w Baku i Erywaniu. - Nie wiadomo jeszcze kiedy. Jedno jest pewne: na bis powinien być Karajew i Chaczaturian.
Źródło: Gazeta Wyborcza